niedziela, 17 sierpnia 2014

Ciastka a'la pieguski

Przygotowując się do 3 urodzin Piccoliny, podebrałam od mojej koleżanki Kasi przepis na szybkie ciasteczka a'la pieguski.
Noc poprzedzającą imprezę spędziłam w kuchni z moją sąsiadką Asią. Nie wiem jakim cudem przetrwałyśmy to wszystko bez poparzeń itd za to przy % ;)

Przepis:
-1 kostka miękkiego masła
-1 szklanka cukru
-1 jajko
-2,5 szklanki mąki
-1/2 łyżeczki soli
-1/2 łyżeczki sody
-1,5 tabliczki gorzkiej czekolady (ja kupiłam najtańszą czekoladę na wagę w Auchan)
-1szklanka migdałów

Wykonanie:
1.Czekoladę pokroić w kostkę, migdały posiekać (dość grubo).



2.Masło utrzeć z cukrem, dodać jajko i wymieszać.
3.Dodać mąkę, sodę, sól i dokładnie wymieszać (można zmiksować).


4.Do masy dodać migdały i czekoladę (albo można takie i takie).
Mikser prawdopodobnie nie da rady wyrobić do końca ciasta i należy przejść na tryb ręczny ;)
5.Piekarnik nastawiamy na 200 st.
6.Z masy urabiamy małe kuleczki (wielkości orzecha włoskiego) i układamy na papierze do pieczenia, pamiętaj żeby zachować dość duże odstępy (patrz zdjęcie).



7. Posypujemy na wierzch czekoladą/migdałami.


8.Pieczemy ok10-15minut, aż się zarumienią.





piątek, 20 czerwca 2014

Jedzmy truskawki - tak szybko odchodzą.

Cierpiąc ostatnio na chroniczny brak czasu oraz mając przed nosem taki widok:



Oraz Dzień Ojca za pasem..
Postanowiłam wziąć właśnie od mojego Taty przepis na ciasto, który ostatnio bardzo często wykorzystuje, a wynalazł go parę lat temu w internecie.

Przepis:
*5 jaj
*mąka - tyle ile ważą jaja ( w skorupkach) - >serio, serio!
*cukier - tyle ile ważą jaja
*18 dkg margaryny do pieczenia
*łyżeczka proszku do pieczenia
*1 cukier waniliowy
*owoce - ja wykorzystałam truskawki - ilość : "na oko"
*cukier puder - do ozdoby

Wykonanie:
1.Jaja wbijamy do miski... 



..oj NIE NIE NIE --> wbijamy białka do miski i ubijamy na sztywną pianę ze szczyptą soli.
Ja się pospieszyłam, i wbijłam całe, Bogu dzięki oglądałam kiedyś w internecie, co z tym fantem zrobić :


EUREKA! Działa :) Niestety trochę żółtka mi zostało także nie ubiłam idealnej piany.




2. W międzyczasie margaryne rozpuszczamy w rondelku i odstawiamy do wystudzenia.
3.Dodajemy po kolei do ubitych białek po trochu:
- cukru i cukier waniliowy
-żółtka
-mąkę zmieszaną z proszkiem
-stopiony, wystudzony tłuszcz


4.Połączone składniki wylewamy na prostokątną blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Wykładamy truskawki - wedle uznania. Ja już teraz wiem, że śmiało mogłam dać ich więcej, ponieważ ciasto mocno rośnie.



5.Wkładamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy 45minut w 170 stopniach.




PROŚCIZNA.
NIE POPSUŁAM !
Zapach unoszący sie w kuchni - NIESAMOWITY.
Uśmiech Taty  - bezcenny :)





Mimo tego, że nie mogę w tej chwili jeść takich pyszności, nie mogłam się powstrzymać!
Musiałam zrobić "gryzka", czy przypadkiem się nie popsuło - sami rozumiecie ;)



P.s. Jeśli nie chce się Wam piec zapraszamy do Spaghetterii Piccolina gdzie możecie spróbować ciacha z kawą ( w końcu sami tego nie zjemy!)


Gorąco polecam ten przepis, chyba faktycznie nie da się go popsuć ;)










poniedziałek, 2 czerwca 2014

Singer odnowiony śpiewająco!

Na wstępnie należałoby powiedziec parę słów co to "Singer" i skąd się to wzieło.

Otóż jest to nazwisko wynalazcy współczesnej maszyny do szycia (1851 rok).

 I tyle wystarczy na wprowadzenie (więcej na www.wikipedia.pl) ;P

Podstawę od maszyny otrzymaliśmy od znajomych prowadzących antykwiariat. Postawiliśmy ją parę lat temu na dworze, przed wejściem do mojego mieszkania... i tak stała tam parę lat.

Do góry zostały położone drzwiczki od starej szafki (!)  i pełniło to funkcje stolika na kwietniki inne bzdury.




Od dłuższego czasu marzyło mi się wprowadzić do knajpki domowe ciasta. Jedną z przeszkód był fakt, że nie miałabym gdzie owych przysmaków wystawić...

Pewnego dnia wchodząc do domu, doznałam olśnienia ;)

Jak widać na załączonym zdjęciu, podstawa była w opłakanym stanie. Parę lat stała na dworze, była kompletnie, TOTALNIE zardzewiała. Bałam się, że jak zacznę przy niej majstrować to się rozpadnie.








Dumna ze swojego nowego pomysłu udałam się po papier ścierny, ba! Zakupiłam nawet taką szczotkę druciana! Pomachałam tymi akcesoriami parę razy i dupa.


Wtedy wkroczył mój domowy bohater- tata wraz ze swoja cudowna wiertarką z końcówką do szlifowania.

Raz, dwa i rdza poniekąd została usunięta.

Następnie pomalowałam podstawę farbą antykorozyjną (wersja dla kobiet : "taka bordowa").








Trzeba było naturalnie odczekać aż wyschnie, a następnie malowałam białą farbą do drewna i metalu.

Wszystko było super, zostawiłam mój "stolik" do wyschnięcia na noc, na dworze.

Niestety na drugi dzień ogarnęło mnie porządne rozczarowanie. Nie wiem czy to przez niską wtedy temperaturę, czy może za grubo położoną farbę, ale zważyła się :









Niestety na chwilę obecną nie mam czasu na poprawki :(

Następnie wziełam się do malowania deski, którą zakupiłam w Leroy za ok. 30zł, a może nawet i mniej. Użyłam tej samej farby, co do postawy.

Nie szlifowałam jej  (co teraz uważam za błąd) ponieważ wydawała się super gładka.

Malowałam pędzlem i to dwa razy.




I następnie z drugiej strony:



Tato przywiercił na śruby do podstawy i muszę przyznać, że prezentuje się całkiem sympatycznie:



 Mogę się pochwalić, że stolik wraz z skrzynkami, które są nadal w fazie przygotowań, zostały wykorzystane w sesji zdjęciowej Pin Up. Małe efekty z dumną właścicelką poniżej, zdjęcia autorstwa Miłosza Krzewiny (www.krzewina.com):




Moje wskazówki:

1. Suszyć i malować elementy w zamkniętym pomieszczeniu : pyłki również się osadził i na podstawie i na blacie ;/

2.Zeszlifować blat przed malowaniem, oraz malować wałeczkiem, ja użyłam pędzla.








niedziela, 20 kwietnia 2014

Lepiej od roślin pielęgnuje nienawiść.

"Lepiej od roślin pielęgnuje nienawiść"

Podobne zdanie ostatnio mignęło mi w internecie.
Do mnie pasujące wręcz idealnie. Niestety praktycznie każda roślina, którą miałam pod opieką - padała w zawrotnym tempie...
Dlatego też moi rodzice podlewają u mnie kwiaty, wolę nie brać takiej odpowiedzialności na siebie.




Tak na prawdę moje życie mogło by się obejść bez roślin doniczkowych (kwiaty cięte przyjmuję bardzo chętnie).
Ale uważam, że w mojej knajpce akcenty wiosenne są jak najbardziej mile widziane, tym bardziej, że jakiś czas temu kupiłam urocze doniczki.

Do rzeczy.
Bratki zakupiłam u koleżanek w Atmosfera dla domu i ogrodu, 1,5 zł za sztukę.
Ziemię kupiłam w Auchan na hali za bodajże 2,5 zł (której oczywiście zostało mi 3/4 worka).





Zabieramy się do pracy:
1. Delikatnie wyciągamy kwiatki z plastikowych doniczek.


2.Przekładamy bratki do właściwych doniczek.



3. Dosypujemy ziemi.


ugniatamy, podlewamy i gotowe ;)



Żadna filozofia, jednakże robiłam to pierwszy raz w życiu :)
Schody zaczynają się później, kwiatki zaczęły dość śmiesznie rosnąć, bardzo szybko wysychają, dlatego należy je podlewać średnio co 2-3 dni.
Moje jeszcze żyją - cud ! ;)